Nie będę pierwszym, który negatywnie wypowie się o marszu narodowców w Warszawie w dniu narodowego święta. Z pożałowania godnym licem chodziłem dziś po szkole, wciąż pochłonięty jedną myślą. Myślą drażniącą. Czy tego dnia byłem świadkiem błędów wychowawczych popełnionych w ostatnich 20 latach, czy po prostu nastroje społeczne chwilowo przeważyły szalę na korzyść zadymiarzy?
Na ekranie telewizora i w relacjach w internecie widziałem młodych ludzi, nastolatków z zaciśniętymi pięściami, gotowych rzucić wyzwanie każdemu, kto był w mundurze policjanta. Przecież te młode chłopaki chodzą gdzieś do szkół, może nawet do gimnazjów i niemożliwe wydaje się, by nie zetknęli się z zasadami i normami społecznymi.
Być może nie w tym rzecz, by pokazywać im te normy i zmuszać do ich przestrzegania. Gdy zadałem pytanie moim uczniom, jak odnoszą się do tego, co się stało w Warszawie, a rozmawialiśmy o patriotyźmie, po dłuższej ciszy, gdzieś dało się słyszeć odpowiedź „bo to się nazywa prawica”.
Skoro uczniowie tak skrajną formę chuligaństwa i wandalizmu kojarzą z prawicą, nie rozumiejąc zapewne czym prawicowe poglądy są w istocie, nie trudno wyobrazić sobie, że argument siły naprawdę silnym. A dziennikarze gazety.pl prezentują jeszcze memy stworzone przez internautów, robiąc z całego zdarzenia farsę.