Z nadzieją w nowy rok szkolny

Powakacyjnie i wrześniowo zrobiło się w szkołach. Na twarzach uczniów zagościły uśmiechy a odwzajemnione przez nauczycieli pełnych zapału rozświetliły wnętrza sal lekcyjnych i korytarzy. Nowoczesne ławki jakby zapraszały do siebie, oferując przeszklone ekrany dotykowe, gdzie każdy uczeń zakładał osobiste konto do kontaktu z nauczycielem. I to nie byle jakim, ale z nauczycielem XXII wieku, w pełni zintegrowanym z nowoczesnością, z nauczycielem-mistrzem, przewodnikiem w świecie wiedzy. Dziś lekcje trwają do 14:00, potem rozpocznie się pierwsze w tym roku szkolnym zebranie koła młodych programistów. Zgłosiło się już 30 uczniów…

…tak mogłaby się rozpoczynać powieść science fiction, umiejscowiona gdzieś w roku 2100, w Polsce. Rzeczywistość jest inna. Nie będę jej tu opisywał, bo nie o narzekanie mi chodzi. Zastanawiam się nad tym, czy ów szkoła nie może wyglądać właśnie tak już teraz w 2013 roku. A może już tak wygląda? Są przecież ekrany dotykowe, najnowocześniejsza technologia, a uśmiechać się każdy potrafi. Nie każdy?

Potrzeba nam nauczycieli z prawdziwej pedagogiczno-dydaktycznej gliny ulepionych, wypalanych w najnowocześniejszych piecach z użyciem najlepszych komponentów. Jeśli zabraknie mistrzów, uczeń nie będzie miał kogo wyprzedzać, przerastać i prześcigać. A przecież o to chodzi. Kluczem do wytworzenia takich zależności jest, według mnie, stałe doskonalenie. Siebie, swojego warsztatu, otoczenia. A że nic nie jest doskonałe, trzeba to robić nieustannie. Weźmy sprawy w swoje ręce, domagajmy się szkoleń, eksperymentujmy z nowymi technikami nauczania, bądźmy ciekawi uczniów i tego, jaki jest ich świat. Jeśli się tego nie dowiemy, to w 2100 roku ktoś może napisać dramat obyczajowy oparty na faktach.

Wakacje, półmetek

Wakacje upływają mi, jak i wielu nauczycielom mam nadzieję, na zasłużonym odpoczynku. I zasłużonym piszę z pełną świadomością kalibru tego określenia. Tego stresu nie da się wyrzucić z siebie w wyniku 2 tygodniowego wypadu wakacyjnego. Tu potrzeba miesięcy. By zregenorwać nerwy, organizm i naładować się pozytywnymi emocjami. Czemu? By we wrześniu stawić się gotowym do pracy w imię powiedzenia „obyś cudze dzieci uczył”.

Krew zalewa

Milion złotych niemalże wydane zostało na przeprowadzenie pierwszego w Polsce badania czasu pracy nauczycieli. Zadaniu sprostało samo ministerstwo. Brawo. Zadanie było proste. Zapytać nauczycieli poszczególnych przedmiotów, które z wymienionych w ankiecie czynności zajmują im czasu. Było ich 54 i nauczyciel mógł określić konkretny wymiar czasu poświęcanego na wykonywaną czynność. Wyniki oczywiście były z góry do przewidzenia i nikt Ameryki nie odkrył. Za okrągły melon dowiedzieliśmy się kilku rzeczy, oczywistych. A że czas pracy nauczycieli wykracza poza pensum, czyli 18+2. Nauczyciele zadeklarowali 47, średnio. A to znowu, że poloniści najwięcej a wuefiści najmniej, ale i tak powyżej pensum. Nic w tym dziwnego, z racji ilości godzin j. polskiego i nawału prac pisemnych. Kolejną zagadką, którą dzięki Instytutowi Badań Edukacyjnych wreszcie odkrył MEN, okazała się niższa od pozostałych liczba godzin poświęcanych przez katechetów – o zgrozo 33.

A teraz odrobinę liczb. Zaokrąglając, 1 000 000 złotych przypadło na 4762 nauczycieli, bo tylu wzięło udział w ankiecie. Warto jednak zauważyć, że 4600 wypełniło ankietę online.

Komentarz pani Szumilas jest dość oszczędny. Nie zamierza podnosić pensum. Uważa, że pracę nauczycieli należy jednak inaczej zorganizować. Cóż to oznacza, oczywiście nie wiadomo. Może trzeba w ankiecie za kolejny milion zapytać nauczycieli, mnie również, jak widzą to „inaczej”. Może na WF-ie będą klasówki i prace domowe a katecheci prowadzić będą dodatkowe zajęcia jak kółka różańcowe.

Każdy, kto pracuje w szkole, wie, że pracy jest od groma a po wyjściu z budynku szkoły, nie wychodzi się z pracy. Ciekawe również, czy uwzględniono pracę pedagogów i psychologów, którzy również pracują po kilkadziesiąt niejednokrotnie godzin. Tak czy siak, milion wydany, zarobiony, podkładka pod zmiany w ustawie jest i nie ważne, że ankieta badała subiektywne odczucie nauczycieli. Nie wiem, czy sami nie podcinają gałęzi, na której siedzą, skoro wychodzi ponad 40 godzin, to czemu tego pensum nie podnieść.

Czy matura dojrzeje do religii

Tym razem MEN-owi przyjdzie, nie po raz pierwszy, zmierzyć się z kościołem. Ten, ustami samego biskupa, walczy o to, by na maturze można było zdawać religię. Przedmiot nie objęty podstawą programową miałby być tożsamym egzaminem z biologią, geografią itp. Ciekawa kompozycja. Mnie natomiast zastanawia inny aspekt tej sprawy. Biskup reprezentuje religię katolicką i pewnie o taką chodzi mu na maturze. A co z tymi, którzy postanowiliby zdawać inną religię? Na przykład prawosławną albo buddyjską. Czy znajdą się specjaliści gotowi ułożyć zestawy egzaminacyjne? A może w tym wypadku nie będzie swobody wyboru?
Zmierzamy w kierunku zatwierdzenia religii jako obowiązkowego przedmiotu w szkołach a co za tym idzie włączenia do podstawy programowej. Skoro jednak wiara i religia są kwestią osobistą, średniowiecznym pomysłem wydaje się narzucanie ich młodym ludziom. Tylko co do gadania mają nasi uczniowie…

MEN zniósł KIPU

Stało się! Ministerstwo wycofało się z mega chybionego pomysłu z 2010 roku. 30 kwietnia 2013 przestało obowiązywać rozporządzenie z dnia 17 listopada 2010 r. w sprawie zasad udzielania i organizacji pomocy psychologiczno-pedagogicznej w publicznych przedszkolach, szkołach i placówkach (Dz. U. Nr 228, poz. 1487). Zastępuje je nowe z dnia 30 kwietnia a opublikowane 7 maja 2013 a więc świeżutka sprawa.

W skrócie:

  • Znika obowiązek prowadzenia karty indywidualnych potrzeb ucznia.
  • Zapominamy o planach działań wspierających – nie trzeba ich od 1 maja tworzyć.
  • IPET pozostaje
  • Nie trzeba powoływać zespołów
  • Zadanie udzielania pomocy pedagogiczno-psychologicznej spoczywa na wychowawcy, w pierwszej kolejności.
  • Pomoc udzielana jest uczniowi w ramach bierzącej pracy z nim.

TREŚĆ ROZPORZĄDZENIA

The end

Ma tura na studia

W wywiadzie z byłym szefem Centralnej Komisji Egzaminacyjnej dowiadujemy się, że egzamin dojrzałości ma sens tylko dlatego, że jest potrzebny w celu rekrutacji na kierunki wyższe…nowość? Raczej nie, biorąc pod uwagę poziom kształcenia i jakość tego kształcenia na wcześniejszych etapach edukacyjnych. Absurdem jest jednak to, że wszyscy temu przyklaskują i jak zwykle cierpią na tym uczniowie. Poza tym Pan Konarzewski uważa, że matura jest jedynym remedium na to, by uczniowie się uczyli. Żenujące ale prawdziwe?

 

Dla dobra uczniów

Samorządy obwiniają MEN, że nie pomyślał, że z reformami w oświacie wiążą się dodatkowe pieniądze. Kwitują to jednak jednoznacznie. Nie stać ich na przywileje nauczycieli. Jakie przywileje? Porównywanie pracy nauczyciela z każdą inną jest krzywdzące dla obu stron. Skoro ścierpieć jest nie sposób, że nauczyciel pracuje 18 godzin, może warto się zatrudnić w szkole – apel do samorządowców. Każdy nauczyciel drugie tyle spędza na wykonywaniu pozostałych swoich obowiązków poza tymi „przy tablicy”. Tego nikt nie podnosi. Co więcej rzeczpospolita drukuje totalnie stronniczy artykuł stawiający po jednej stronie MEN, ZNP, nauczycieli, pedagogów a po drugiej bezradne samorządy niosące kaganek oświaty uczniom.

Jest rada na radę?

Rada pedagogiczna – zebranie grona nauczycielskiego w celu przedyskutowania najważniejszych bieżących spraw dotyczących funkcjonowania szkoły, uczniów i nauczycieli. Tak brzmi najogólniej definicja tego zgromadzenia. Nierzadko jednak owa rada jest ciągnącym się, nudnym i nielubianym obowiązkiem. 3 (średnio) godziny, gdzie głos zabierają w sumie 3-4 osoby, a reszta buja myślami zupełnie poza budynkiem szkoły, uzupełniają niezwykle ważne informacje w dziennikach albo po prostu się wyłączają. Czy tak musi wyglądać rada pedagogiczna? Być może tak, skoro jej forma i prowadzenie od dziesiątek lat się nie zmieniają. Być może nie, gdyby tylko urozmaicić jej przebieg, przełączyć się na jakość a nie ilość i długość.

W(y)słuchaj

Obrazek

W(y)słuchaj

Słuchać trzeba się nauczyć, tak samo jak uczymy się mówić. Można też mówić, a nie być słuchanym. Czy lekcja może być okazją do kształtowania tych umiejętności? Zapraszam do lektury kolejnego artykułu w Plecaku.

Nauczyciel = leń?

Niekoniecznie. Choć z lektury projektów rozporządzeń krążących wokół podwyższenia PENSUM (przyp. określony przepisami Karty Nauczyciela wymiar pracy przy tablicy) wynika inaczej. Stoją za tym potencjalne oszczędności samorządów gmin. Rachunek jest prosty. Dłuższe stanie przy tablicy + mniejsza ilość nauczycieli = dobro uczniów, samorządów i nauczycieli. Tylko kto jeździ na wycieczki, zielone szkoły, przychodzi na dodatkowe zajęcia, zastępstwa, konsultacje?

ZNP zagospodarować chce czas również teoretycznie niezwalnianym z pracy nauczycielom – a niech pracują jako doradcy rodziny w opiece społecznej. Oczywiście w ramach pensum. Pedagodzy i psycholodzy też mają ucierpieć. W imię czego? Zapraszam do lektury Rozmowy Tygodnia z przedstawicielem ZNP.